Siódma Planeta
bezpłatna książka on-line

Siódma Planeta Tom Pierwszy

0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 Chr Ras

Zakup książki - on-line:

play.google.com…  ,   ebookpoint.pl/ksiazki/siodma-planeta…

Siódma Planeta Prolog: Ostatni Władca Magii

apokalipsa ludzkości

„Na pięknym dywanie z kwiatów zakończyła się ich ostatnia droga,
Dla całej ludzkości we wszechświecie niech to będzie przestroga.”

Koniec bitwy

Jasna Gwiazda Siódmej Planety układu Keron powoli wznosiła się nad wzgórzami. Jej żółte promienie – skąpane w resztce porannej mgły, rozgrzewały górskie, czyste powietrze. Zanosiło się na całkiem przyjemne, spokojne, ciepłe popołudnie. A gdyby nie przeraźliwe, ludzkie jęki dochodzące z doliny, byłoby zapewne zupełnie cicho oraz bardzo spokojnie. Nawet mrońscy wojownicy otaczający całą wielką dolinę wpisywali się w ciszę tego przepięknego otoczenia. Nie było wśród nich żadnego wiwatowania, ani nawet drobnych okrzyków radości. A przecież mieli do nich powód. Odnieśli historyczne zwycięstwo. Pokonali swoich największych, najokrutniejszych ciemiężców, którzy byli ich Stwórcami oraz do całkiem niedawna – Panami i Władcami. Ale wszystko we Wszechświecie się zmienia. Skoro zniszczone mogą zostać całe planety, to i władza nie jest nikomu dana na zawsze. Nawet – barbarzyńskim i wszechwładnym do niedawna – ludziom.

Wielki Wódz Mronów – Farosna rozglądał się dookoła. Wyglądał na potężnego i silnego Mrona. Jak każdy z tej rasy, miał trzy nogi, trzy ręce, humanoidalną głowę oraz twarz. Był bardzo barczysty i niezwykle silny. Za to właśnie lubili ich ludzie. Za bardzo dużą siłę fizyczną, tak niezmiernie przydatną w codziennych pracach. Dlatego właśnie ich wyprodukowali i aktywnie rozwijali rozmnażanie tej rasy. Farosna wspierał się na trzeciej nodze. A w tylnej, trzeciej ręce trzymał lornetkę, którą raz po raz sprawnie od góry przykładał do dwojga oczu. Dzięki temu mógł niemal z bliska sycić się klęską swoich największych wrogów. Choć, gdyby nie miał trzeciej tylnej nogi i ręki, można by go pomylić właśnie z nimi: ludźmi. Ale biada temu, który próbowałby nazwać go człowiekiem. Chyba większej obrazy żaden szanujący się Mron nie mógłby doznać. Bo nie godzi się szanowanego, prawego Mrona wyzywać od paskudnego, leniwego, barbarzyńskiego człowieka. Nikomu „nie uszłoby to na sucho”. Nikomu!

Farosna ostatni raz popatrzył na horyzont. Tam, gdzie kończyła się dolina. Zawiesił na chwilę swój wzrok. Po czym przesuwał spojrzenie wędrując nim po kolejnych obszarach barbarzyńskiego widoku. Zakrwawione ciała, tysiące ciał – głównie ludzkich. Metodycznie, kawałek po kawałku, spokojnie przyglądał się czerwonemu dywanowi. Piękna, kiedyś zielona dolina, teraz zbroczona została kolorem ludzkich wnętrzności. Gęsto zasłana trupami ostatnich stwórców, a niegdyś panów i władców.

Po dłuższej chwili odstawił od oczu lornetkę. Po jego minie, można było odnieść wrażenie, że nie jest najszczęśliwszym stworzeniem. Najwyraźniej brutalne szczegóły, nie sprawiały mu zbyt dużo przyjemności. Jego zwycięskie wojska wraz ze sprzymierzonymi Harpiami, otaczały całą okolicę, dobijając resztki ludzkiej, jeszcze wolnej, a do niedawna przecież także władczej rasy. Teraz, ostatnie jej egzemplarze, metodycznie dobijane przez Harpie, sztuka po sztuce, jeszcze raz przydadzą się tej planecie. Własną krwią zasilą jej zasoby naturalne … Własnym wzrokiem, już bez użycia lornetki, przeczesywał dolinę zwaną Niebiańskim Dywanem. Była gęsto zasłana trupami oraz bezczeszczącymi je – zimnokrwistymi sojusznikami. Na zboczu przeciwległej góry Farosna dostrzegł jakby skinienie głową w geście pozdrowienia od wodza Harpii – Torwa. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo czy można być pewnym tego, co dzieje się aż tak daleko. Może oczy go zawodzą i to wcale nie był przyjacielski gest? Co prawda Harpie dzielnie wspierali Mrony w wieloletniej walce z ich niedawnymi wrogami – Panami i .. stwórcami – ludźmi. Ale przecież sojusz nie jest równoznaczny z przyjaźnią. Po prostu zwyciężył rozsądek i wola przetrwania.

— „To już koniec” – rozmyślał Farosna. — „Koniec tej okrutnej ludzkiej rasy! A wszystko dzięki naszemu męstwu oraz temu” – popatrzył na swoje biodra. Miał na nich Pas Energetyczny. Był on podstawą sukcesu ras sprzymierzonych przeciwko ludziom. Przypomniał sobie jak kilkadziesiąt miesięcy temu, oddziały wroga, używając broni palnej zdziesiątkowały pierwszą dużą rebelię Mronów. To była straszna masakra. Nikogo nie oszczędzili. Ludzie zabijali jego pobratymców bez względu na wiek czy płeć. Dzieci, kobiety, wszystkich .. Zdecydowali przeprowadzić totalną zagładę Mronów na Siódmej Planecie. I to tylko dlatego, że jego rodacy chcieli takich samych praw jak ludzie. A potem, gdy setki tysięcy bohaterskich Mronów ukrywały się po przegranej bitwie w górach, przybyli niespodziewanie sojusznicy – Harpie. Pokazali swój wspaniały wynalazek: Pas Energetyczny. Po założeniu i włączeniu wytwarzał on przez kilka godzin Ognistą Elipsę Ochronną. Broń palna nie była w stanie się przez nią przebić. Szybkie, metalowe pociski niszczone były w zewnętrznej warstwie Pasa Energetycznego, a atak cięższym uzbrojeniem, powodował jedynie reakcję zwrotną niszczącą żywe stworzenia niezabezpieczone Elipsą Ochronną. Aby pokonać wroga, możliwa była dla ludzi jedynie walka wręcz lub użycie prymitywnej broni, na przykład łuku z drewnianymi grotami. W tym przypadku przewaga leżała po stronie Mronów i Harpii. Żaden człowiek nie dorównywał siłą nawet najsłabszemu dorosłemu Mronowi. Zresztą Harp także był niewiele od Mrona słabszy.

— „Tak” – pomyślał ponownie Farosna. — „Ta niesamowita broń ochronna, w połączeniu z naszym bohaterstwem i naturalną siłą fizyczną, dały nam zwycięstwo. A ludziom Pas Energetyczny sprawił nieprzyjemną niespodziankę i zagładę. W walce wręcz byli bez szans. Stworzyli nas takich silnych, najwyraźniej na własną śmierć. Chcieli, abyśmy im usługiwali i ich czcili, a kończą jako zwykły nawóz ”.

Prowadząc rozważania na temat przyczyn zwycięstwa, wódz Mronów miał rację. Może tylko nieco zapomniał o wynalazku własnych pobratymców – zabójczych: Kul Elipsoidalnych (Energetycznych). One idealnie nadawały się do pokonania ludzi. Los się odwrócił: ciemiężcy stali się ciemiężonymi, a niewolnicy uzyskali panowanie na planecie.

Dookoła Wielkiego Wodza Połączonych Sił Mronów i Harpii – stali najwierniejsi z wiernych. Bohaterscy generałowie wielkiej, zwycięskiej armii. To do nich postanowił się zwrócić. Zapewne chciał w ten sposób uhonorować ich męstwo i zasługi.

— Nareszcie – powiedział dumny Farosna do zgromadzonych przy nim najważniejszych dowódców oddziałów mrońskich. Każdy z nich majestatycznie wspierał się na lekko ugiętej tylnej nodze. — Zabiliśmy chyba wszystkich, a ludzkie resztki dobiją nasi sprzymierzeńcy. Po całych latach poniżania oraz wykorzystywania do najcięższych, najbardziej niebezpiecznych prac. Teraz już czeka nas tylko chwała oraz rozwój naszej wspaniałej rasy – Mronów z Siódmej Planety.

Wszyscy zebrani dookoła generałowie z lekkim pomrukiem zadowolenia i zrozumienia przyjęli słowa wodza. Żaden z nich nie zdecydował się na wypowiedzenie choćby kilku słów. Zapewne zdawali sobie sprawę z doniosłości sytuacji, w której się znaleźli. A może nie chcieli przerywać przemowy niezmiernie szanowanego dowódcy? Przecież to jego geniusz taktyczny doprowadził do wielkiego zwycięstwa nad oddziałami wroga. Wielką zasługą Farosny była między innymi genialna decyzja o sojuszu strategicznym z Harpiami. Dzięki temu, wojownicy o wolność uzyskali nieznaną wcześniej broń. Niezbędną do odniesienia zwycięstwa. A przecież tak wielu Mronów było przeciwko jakimkolwiek rozmowom z drapieżnymi Harpiami, którzy uosabiali wszystkie najgorsze .. ludzkie cechy. Ale jak się okazało – przeciwnicy sojuszu byli w błędzie, gdyż zapewnił on zwycięstwo Mronów i Harpii. Umożliwił także zniszczenie znienawidzonej ludzkiej rasy.

Z lewej flanki zbliżał się do Farosny i jego dzielnych kompanów – Gorej, zastępca głównego wodza Harpii. Jego widok powodował niechęć u przedstawicieli rasy mrońskiej. Zimny, szczupły, wysoki oraz przede wszystkim niewiarygodnie służalczy. A do tego niesamowicie inteligentny. Czy kogoś takiego jakikolwiek prawdomówny Mron mógłby kiedykolwiek polubić? Nie, zdecydowanie nie.

Siódma Planeta Harp Gorej grafika z logo poswojsku.com.pl

— Chwała Tobie i Twoim niezwyciężonym Mronom – powiedział przybysz schylając głowę w zapewne nieszczerym pokłonie. A zdawały się to potwierdzać - jego zimne, niewielkie oczy, bezczelnie wpatrujące się w naczelnego przywódcę połączonych armii.

Harpie zdawali sobie sprawę z faktu, że bez zgody dużo liczniejszych od nich Mronów, niewiele mogą zrobić na tej planecie. Zaakceptowali fakt dominacji mrońskiej, gdy podpisywali Górski Pakt Antyludzki. Połączył ich jeden, wielki wróg: znienawidzony, barbarzyński człowiek. Z dwojga złego, wybrali przymierze z Mronami. Zwłaszcza, że dla ludzi Harpie byli jedynie bestiami. Dla pozbycia się rasy ludzkiej zaakceptowali przywództwo tych dziwnych trzynogich stworzeń. I to pomimo posiadania zdecydowanie wyższego poziomu inteligencji. Ale cóż: nie zawsze mądrzejszy rządzi. Przynajmniej na razie, choć nic nie trwa wiecznie …

— Chwała i Tobie, Goreju – odrzekł wódz Mronów. Pomimo odrazy jaką czuł do tej barbarzyńskiej rasy, wiedział, że bez nich nie mieli szans z ludźmi. Najdziwniejsze w tym wszystkim było, że to ludzie byli mu bliżsi. Szczególnie, że podobnie jak Mroni, ludzie preferowali rodzinny styl życia. Wychowywanie dzieci, tworzenie „ciepła” rodzinnego, rozwijanie kultury, sztuki, poezji …

— „Szkoda ludzkich dzieci i kobiet oraz ... „ – pomyślał nieco smutno Farosna. — „Ale niestety byli zbyt dumni i zadufani w sobie, aby spróbować dogadać się z moim ludem. Chcieli rządzić i być jedynymi władcami Siódmej Planety. Sami są sobie winni! Udawali bogów, nie chcieli dogadać się z dzielnymi i prawymi przedstawicielami mojej rasy. Do końca uważali moich ziomków jedynie za zwierzęta. A czy sami także nie byli zwierzętami? Czyż ich samych także ktoś wcześniej nie stworzył” – kontynuował rozmyślania patrząc równocześnie na zimnokrwistego sprzymierzeńca. Słyszał, że coś wydobywa się z jego ust, ale podniósł rękę na znak milczenia. Przybyły Harp zawiesił głos, czekając na pozwolenie do kontynuowania swojej przemowy. Tymczasem Farosna najwyraźniej dalej rozmyślał. A może nawet zmagał się z wyrzutami sumienia? Po krótkiej chwili opuścił dłoń, spojrzał na sojusznika i powiedział:

¬— Wybacz, zamyśliłem się … Kontynuuj proszę.

— Zgodnie z naszą wcześniejszą umową, chcielibyśmy rozpocząć zabieranie ciał tych podłych ludzi – zdaniem niosącym brutalną prawdę Gorej przerwał rozmyślania wodza sprzymierzonej rasy. — Czy wyrazisz zgodę, aby to już rozpocząć. Dopóki ich krew jeszcze zupełnie nie zastygła. Pragniemy dokonać nasycenia.

Farosna bez słowa odwrócił jeszcze na chwilkę głowę, w stronę zroszonej ludzką krwią doliny. Popatrzył na poruszające się gdzieniegdzie, w poziomie, kształty. To zapewne na wpół martwi ludzie. Ale, gdy tylko wykonywali jakikolwiek ruch, zaraz pojawiał się przedstawiciel Harpii i zatapiał w nich ostrze swojej broni. A czasami własnymi kłami, z dziką radością urodzonego barbarzyńcy, pozbawiał elementy ludzkiej rasy – ich ostatniego tchnienia. Przy okazji czerpiąc zapewne dziką rozkosz krwawego zaspokojenia. Ale płacze i krzyki stawały się już rzadkie, coraz rzadsze. Odchodzili ostatni z pierwotnych władców tej planety …

— Tak, ja i moi żołnierze opuszczamy tę dolinę i te góry. Dość już napatrzyliśmy się na wojnę i cierpienie. Odchodzimy do naszych siedzib. Już nie możemy doczekać się spotkania z naszymi rodzinami. A Wy – cóż, słowo się rzekło – zgodnie z umową: zabieracie ciała ludzi. Wróć do własnej rasy.

Mówiąc to Farosna skrzywił się z obrzydzenia, zapewne wyobrażając sobie, co stanie się z ludzkimi zwłokami. Ale umowa to umowa. Rzecz święta.

Hardy Harp skłonił się ponownie i zgodnie z wolą wodza szybko pomaszerował do swoich pobratymców.

Tymczasem zwycięski wódz spojrzał ponownie na dolinę, ciesząc się ostatni raz zwycięskim widokiem. Choć w tym spojrzeniu było zapewne także dużo goryczy i smutku. Bo czy śmierć tylu tysięcy żywych stworzeń może być powodem do wielkiej dumy oraz bezwzględnej radości?

— Zagraj proszę do odwrotu, sygnalisto – mówiąc to, skinieniem tylnej ręki wskazał swoim przybocznym kierunek marszu. Wszyscy równo i majestatycznie wykonali zwrot na tylnych nogach. W rytm dźwięków płynących z wojskowego instrumentu. Dokładnie tak, jak przystało na zdyscyplinowanych żołnierzy przyzwyczajonych do wykonywania rozkazów wodza bez zadawania zbędnych pytań. Równym krokiem mrońscy dowódcy oddalali się od placu boju. A wraz z nimi potężna armia złożona z setek tysięcy bohaterskich mrońskich wojowników. Robiło to piorunujące wrażenie: morze, a nawet ocean zdyscyplinowanych, trzynogich i trzyrękich żołnierzy, poruszających się w niemalże idealnie zsynchronizowany sposób. Fala po fali, przelewali się przez góry i doliny. Krok po kroku zbliżali się do ukochanych rodzin. Wojna z ludźmi została ostatecznie zakończona.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Setki tysięcy ciał ludzkich spoczywały wśród przepięknej zieleni jednej z największych dolin Siódmej Planety, zwanej przez ludzi: Niebiańskim Dywanem. O zgrozo: niebiańskim! Mężczyźni, kobiety, nawet zupełnie niewinne małe i duże dzieci ... Prawdopodobnie byli to ostatni przedstawiciele rasy ludzkiej. A przynajmniej ostatni wolni. Polegli w straszliwym boju. Ale czy był to bój, czy jedynie wyrok? Sprawiedliwy wyrok? Rzeź! Od samego początku bitwy skazani byli na zagładę. Ich ostatnia nadzieja – wielowiekowy Czarnoksiężnik Merlin nie przybył na pomoc. Ludzie umierali nie rozumiejąc dlaczego im nie pomógł ... On, który wspierał swoich ziomków – ludzi – od wielu, wielu pokoleń. Tym razem, na ostateczną rozprawę z wojskami Farosna nie przybył. Czy był już za stary, czy może zbyt słaby? A może już nie obchodzą go losy jego własnej ludzkiej rasy? Lub może po prostu długowieczny Merlin nie żyje? Tego niestety już się nigdy nie dowiedzą. A przynajmniej nie za tego życia.

W ten krwawy sposób wielowiekowe panowanie ludzi w układzie Keron zostało krwawo zakończone. Nastąpiła Wielka Apokalipsa przepowiedziana w najstarszej Starodawnej Księdze przywiezionej wiele wieków temu z Ziemi:

„Kroczyć będą przed upadkiem – pycha oraz uwielbienie dla własnej boskości.

W taki oto sposób stworzeni przez stwórców doprowadzą do upadku ludzkości.”

Teraz władzę przejęły trzynogie i trzyrękie stwory – Mrony oraz ich sojusznicy, krwiożercze Harpie. W ten oto sposób – dawni niewolnicy stali się Panami. A ich Stwórcy – zostali unicestwieni.

Zarówno trzynogie Mrony jak i Harpie, to efekty genetycznych eksperymentów prowadzonych przez genialnych i szalonych ludzkich naukowców. Rasa ludzkich Władców poległa, a rasa sług lub jak nazywali ich ludzie: Rasa Podludzkich Zwierząt – rozpoczęła panowanie na Siódmej Planecie. Co dalej z rasą ludzką? Czy jeszcze gdzieś istnieje? Czy przetrwa?

Siódma Planeta - bezpłatna powieść - ciąg dalszy ...