Siódma Planeta
bezpłatna książka on-line

Siódma Planeta Tom Pierwszy

0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 Chr Ras

Siódma Planeta Przekazanie Magii

„Gdy prawdziwa magia w żyłach, we krwi od wieków płynie,
Z naturalnym przeznaczeniem żaden mag się nie rozminie”

W tym samym czasie co wielka rzeź ludzi w dolinie zwanej: Niebiańskim Dywanem, na Siódmej Planecie w jaskini Merlina - kończył swój żywot wielki mag nad magami ..

Siódma Planeta Astilus Mag Potomek Merlina grafika z logo poswojsku.com.pl

W tym samym czasie, co wielka rzeź ludzi w dolinie zwanej Niebiańskim Dywanem, na Siódmej Planecie – w jaskini – kończył swój żywot największy mag nad magami .. wielowiekowy Merlin. Choć patrząc na niego, trudno byłoby się domyślić, że ów starzec jest legendarną postacią i to na co najmniej dwóch bardzo odległych od siebie planetach. Leżąc na kamiennym łożu, niemalże całe ciało miał zasłonięte ciemno–błękitną szatą, charakterystyczną dla rodu magów. Widoczny był zaledwie kawałek jego starej, pomarszczonej twarzy. Ale to wystarczyło na sformułowanie podejrzenia, że żywot leżącego jest już na ukończeniu. Tuż przy nim, na brzegu łoża siedział szczupły, niewysoki młodzieniec o jasnobłękitnym spojrzeniu i chyba lekko ciemnych włosach. W słabym świetle panującym wewnątrz tej olbrzymiej jaskini, trudno tak do końca było zaufać dostrzeganym obrazom. Jakimś dziwnym trafem, pomimo pięknego słonecznego dnia, strumienie światła najwyraźniej omijały otwory służące za okna.

— Ojcze, jak mogę Ci pomóc? – zapytywał szczupły młodzieniec ubrany w jasno–błękitną, powłóczystą szatę młodego adepta sztuk magicznych.

— Ojcze, kochany ojcze, .. — powtarzał młody człowiek, trzymając starca za dłonie. Pomimo kiepskiego oświetlenia, można było dostrzec łzy w młodych, bystrych oczach ...

Starzec przez dłuższą chwilę był nieruchomy, jakby już odszedł ciałem z tego świata. Jednak po długich chwilach bezruchu, nagle się poruszył. A więc jednak jeszcze żył. Wtem, niespodziewanie – światło wpadło przez górne otwory do wnętrza pomieszczenia rozświetlając łoże. Teraz w pełni było widać jego stan – bardzo schorowany, słaby, wrak człowieka. Jedynie błyszczące, błękitne oczy mogły wskazywać na jego dawną potęgę, przebiegłość i mądrość. Może właśnie pod wpływem wpadających promieni słońca Siódmej Planety, a może używając resztki magii, zdobył się na jeszcze jeden wysiłek.

— Usiądź bliżej, jeszcze bliżej przy mnie mój synu. Posłuchaj mnie proszę ten ostatni raz – powiedział słabym głosem. — Nadeszła ta chwila, do której przygotowywałem Ciebie od prawie pięćdziesięciu lat, a siebie od wielu wieków. Nadszedł moment Wiecznej Kontynuacji. Zgodnie z przepowiedniami, w naszym rodzie nastąpi zmiana pokoleń. Ja muszę odejść, a Ty ... , Ty staniesz się potężnym stworzeniem. Być może nawet jednym z najpotężniejszych we Wszechświecie ...

— Ależ Ojcze – przerwał niegrzecznie młodzieniec. Co prawda wiedział od miesięcy, iż ten dzień nastąpi, ale ciągle nie mógł się pogodzić z umieraniem ojca. A może nie tylko o niego chodziło? Smutek mógł być związany także ze świadomością dokonującej się równolegle rzezi niemalże wszystkich ludzi żyjących na tej przepięknej planecie. I to mimo, że nie miał wśród nich wielu przyjaciół. Ba, nawet nie znał ich zbyt wielu. Ale to jednak była jego rasa.

„Właśnie” – pomyślał – „była! Bo teraz to już raczej całkiem martwa masa”.

— Nie przerywaj mi – powiedział ostrym tonem starzec! Najwyraźniej zebrał resztki sił, aby przekazać jeszcze raz coś bardzo ważnego. — Wiesz, że mam mało czasu. Nasze losy są już przesądzone. Tak samo, jak los ludzi na tej planecie. Musisz zrobić to, o czym rozmawialiśmy. Wierzę, że jesteś gotowy do wielkiej misji ratunkowej, jaka została dla Ciebie przygotowana przez Siły Wielkiego Wszechświata. Tak samo, jak ja jestem gotowy do ostatniej drogi – Ty musisz opuścić tę planetę. A tutaj, wraz ze mną, skończy się na niej panowanie ludzi. Ale pamiętaj, w Tobie i naszej planecie – pierwotnej matce, jest jeszcze nadzieja na przyszłość. Mam nadzieję – tej lepszej części ludzkości.

— Czyli jednak tooo … się stało? – te słowa młodzieniec wypowiedział z niedowierzaniem. Może to nieco dziwić, bo doskonale znał przeszłość i teraźniejszość. Jedynie przyszłość zasłonięta była dla niego ciemną przesłoną. — Ja będę ostatnim żywym człowiekiem na Siódmej Planecie? A co z naszymi przyjaciółmi, znajomymi? Co z tymi setkami tysięcy ludzi?

— Przecież wiesz – odrzekł starzec — zapewne polegli. Tak było w mojej wizji i w wielu innych proroctwach: Ostateczna Apokalipsa. Ścieżki życia sami wybieramy. Wszyscy razem i każdy z osobna. Ludzie mieli przecież wybór: negocjacje, śmierć lub opuszczenie Siódmej planety. Zgubiła ich pycha, mania własnej boskości i brak pokory. Od wieków to samo – duma kroczy przed śmiercią, a to przecież zapisano już w Starodawnej Księdze:

„Kroczyć będą przed upadkiem: pycha oraz uwielbienie dla własnej boskości.

W taki oto sposób stworzeni przez stwórców doprowadzą do upadku ludzkości.”

— I stało się – umarli. Zawsze każdy ma wybór. Świadomie podjęli tę straszną w skutkach decyzję. Tak samo, jak wcześniejsze działania, które do tego upadku ludzkości doprowadziły. Teraz wszyscy zapewne już nie żyją. Nie mogłem im pomóc. Wierz mi, nie mogłem – stary człowiek jakby zaszlochał, a może tylko się zakrztusił resztką swojego bardzo długiego życia.

— Nie mogłem – powtórzył z przytłaczającym smutkiem w głosie. Po chwili dodał — a nawet już nie chciałem. Brak mi siły, nie mam wiary. Jestem stary i zmęczony długowiecznością – moim wielkim darem oraz jeszcze większym przekleństwem. Na tej planecie zapewne będziesz – jesteś – ostatnim człowiekiem. Ale na planecie matce, na Ziemi, wiem, że ciągle żyją ludzie i jeszcze zapewne rządzą swoją planetą – wypowiadając te słowa starzec jakby kolejny raz się ożywił. Zapewne wypowiedziana nadzieja dodawała mu otuchy. Lekko podniósł się na lewym łokciu. — Jeszcze! – lekko zakrzyknął. — Ale jeżeli Ty im nie pomożesz, zginą lub staną się niewolnikami. I to przez nas! Pamiętaj, to jest nasze straszne brzemię. Naszego rodu odpowiedzialność i powinność. Aż do śmierci. Twoim zadaniem jest odszukanie także kolejnych planet zamieszkiwanych przez ludzi. Opierając się na moich naukach i wielowiekowych zapiskach wszystkich naszych przodków, jestem przekonany, że dotrzesz do właściwych miejsc we Wszechświecie. Dokończysz moje dzieło: zabezpieczysz przyszłość ludzkiego istnienia. Ale tylko wtedy, gdy będą na to zasługiwali. Tylko wtedy! Głęboko wierzę, że z odpowiednimi sprzymierzeńcami jesteś w stanie tego dokonać! Znajdź tylko właściwą osobę na Ziemi. Od niej otrzymasz wskazówki i wsparcie.

— Ojcze, jak mam pomóc Ziemianom? Jestem przecież taki słaby. Nie mam Twojej siły ani magii. A gdybym nawet miał, brakuje mi Twojego doświadczenia.

— Nie obawiaj się! Zobaczysz, że stanie się dokładnie tak, jak powiedziałem. Dforowian zawsze jest tylko jeden w danej linii rodowej. Kiedy ja umrę, cała moja moc przejdzie na Ciebie: sztuka magii, sztuka walki, sztuka rozsądku i umiejętność przewidywania przyszłych zdarzeń. Nie od razu to się wydarzy. Ale dzień po dniu, rok po roku - będziesz coraz silniejszy. Pamiętaj, że to, co jest najważniejsze, już masz w sobie: dobroć i miłość. Zawsze musisz je przedkładać ponad inne umiejętności. Magia ma wielką siłę. Ale ponownie powtarzam – uważaj synku! Każda moc ma swoje dwie strony: dobrą i złą. Będziesz silny tylko wtedy, gdy potrafisz zapanować nad demonem zła, który jest w Tobie. Każdy Mag ma dwa oblicza: dobro i zło – dobrego wojownika oraz demona, skłonnego robić najpodlejsze rzeczy. Pamiętaj, aby dobro wzmacniać, a zło zwalczać, ale demona karmić, aby móc wykorzystać jego bezgraniczną siłę. Niech miłość do czynienia dobra stanowi Twoje życiowe motto. I nie obawiaj się Astilusie – wierzę, iż dobrze Ciebie przygotowałem: poznasz i okiełznasz swojego demona. Tak się stanie, a potem użyjesz go do czynienia dobra. Potrzebujesz tylko nieco czasu. A jego tutaj dla Ciebie już nie ma. Dlatego dość gadania. Musisz dostać się na planetę Ziemia. Pora na Twój odlot dziełem mojego życia – stojącym w samym końcu jaskini – Pokornym Dzwonem. Tak, to moje ostatnie wielkie dzieło – te słowa mag wypowiedział z wielką dumą. — Potrafi on wykorzystać Wodne Portale Czasoprzestrzenne. Ustawiłem jego parametry prosto na Ziemię. Sekwencja jest na pewno właściwa. Nadszedł czas, abyś go użył. Zresztą, przecież wiesz, co masz dalej czynić. Rozmawialiśmy przecież o tym wielokrotnie.

Młody człowiek potrząsną głową, wykonując coś jakby nieudolne potakiwanie. Chyba z trudem powstrzymywał łzy cisnące się do jego młodych oczu.

— Gdy odejdę, nie zapomnij o zniszczeniu tego miejsca. Uściskaj mnie po raz ostatni Astilusie, proszę, proszę synu ... – jego głos wydawał się być coraz słabszy.

Młodzieniec objął delikatnie wątłe ciało ukochanego ojca, który równocześnie wydał ostatnie tchnienie. Astilus pomimo wielu łez cisnących się do oczu, nie chciał dłużej rozpaczać. Wiedział, iż ojciec nie zniósł by tego. Ubolewał, że nie może zabrać ciała staruszka, ale taka była jego ostatnia wola. Starzec twierdził, że jego ciało samo zespoli się z naturą. Syn maga ruszył w stronę statku, oglądając się od czasu do czasu, aby mieć pewność, iż zwłoki ojca odejdą w niebyt. I jak Merlin zapowiadał – tak się stało. Błękitna mgiełka unosiła się nad magowską togą, która sprawiała wrażenie, jakby uchodziło z niej powietrze. Po kilku chwilach został się tylko szaro-błękitny obłok powoli unoszący się do góry, a na łożu leżał zwykły, samotny kawałek materiału.

Tak zakończyło się najdłuższe ludzkie istnienie. Wielki Mag Merlin odszedł na zawsze ..

„Ciało Merlina Siódmą Planetę przez wieki całe wspierało,

Duch będzie musiał oglądać to, co zniszczone zostało!”

Z Ziemi przybył wraz z kompanami, licząc na lepsze życie,

Nie wróci na planetę – matkę, choć kochał ją ciągle i skrycie.

Astilus doszedł do krańca jaskini. Przed nim stał wysoki na jakieś 8-10 metrów i co najmniej trzy, a może i cztery razy szerszy od podanych rozmiarów – statek czasoprzestrzenny. Wyglądał jak wielki dzwon, spłaszczony potężnym uderzeniem od góry lub spodu. Dół pojazdu był nieco ciemniejszy, a w odległości jednej trzeciej od dolnej krawędzi znajdowało się lekkie wgłębienie. Biegło ono dookoła statku, który błyszczał się i lśnił srebrnym blaskiem. Sprawiał wrażenie jakby jeszcze nigdy nie był użyty ani też solidnie przetestowany. A przecież to od niego zależała przyszłość Astilusa oraz być może także przyszłość całej ludzkości? Cóż, może wygląd nie oddawał całej potęgi Pokornego Dzwonu, bo taka była nazwa tego pojazdu. Jego funkcjonalność całymi latami projektował, budował i udoskonalał Wielki Mag Merlin. Spędził przy tym zadaniu większość ostatnich lat swojego życia. Niestety, zmarł zbyt szybko, aby samemu ziścić największe pragnienie: powrót na Ziemię …

Przez otwarte, opuszczone biało-błękitne schody, młodzieniec wszedł do statku. Stanął w progu, odwrócił się i rozejrzał ostatni raz po swoim domu – Jaskini Merlina. Po czym lekko uderzył w szary, elipsoidalny przycisk. Zapewne był to moment, kiedy pierwsi wojownicy Kerona stawali u podnóża góry, w której kryły się jaskinie Merlina. Zdawał sobie z tego sprawę, bo przecież stało się dokładnie tak, jak to przepowiedział jego zmarły ojciec. Klapa schodowa rozpoczęła proces zamykania. Środek pojazdu rozżarzył się blaskiem tysięcy jasno-kolorowych punktów świetlnych, wyraźnie podkreślając idealną, dziewiczą biel wnętrza. Młodzieniec poruszał się białym korytarzem. Po kilku chwilach doszedł do błękitnych drzwi. Otworzył je i wszedł do dużego, przestronnego pomieszczenia. To była sterownia. Biała, calutka bielusieńka: podłoga, ściany, sufit. Podszedł do rozłożystego, fotela. Także był całkiem biały. Sprawiał wrażenie bardzo wygodnego. Tuż obok, nad pulpitem sterowania, znajdował się duży ekran. Wzdłuż jego dolnej krawędzi znajdowała się błękitno-czerwona elipsa. Z niej wystawało o jakieś 2–3 centymetry ponad resztę pulpitu coś, co wyglądało jak zwykła kora z drzewa. Gruba, stara kora z potężnego drzewa. Element natury, zupełnie niepasujący wyglądem do nowoczesnego stylu pomieszczenia. Wyryte były na niej jakieś dziwne znaki. Ale o nie Astilus nie musiał się martwić. Zgodnie z uzyskanymi od ojca instrukcjami, przybliżył do środka elipsy lewą dłoń. Położył ją na korze. Mechaniczny, dźwięczny i całkiem miły dla ucha głos kobiecy powiedział:

— Witaj Astilusie. Nazywam się Laura. Twoja tożsamość została potwierdzona.

— Witaj Lauro – odpowiedział młodzieniec.

— Zgodnie z zainstalowanymi instrukcjami, startujemy w kierunku Wodnego Portalu Czasoprzestrzennego. Do jego otwarcia pozostało 19 minut. Oznacza to, że zdążymy bez problemu do niego dolecieć. Wlecimy do jego wnętrza przy sekwencji ziemskiej. Dzięki temu trafimy do Portalu Wodnego znajdującego się na planecie Ziemia. Połóż się proszę wygodnie na fotelu. Wydaj także komendę odpalenia rakiety. Gdy będziesz gotów. Zgodnie z moim programem, bez tej komendy nie możemy się oddalić zbyt daleko od jaskini Merlina. A Ty dopiero po wydaniu wymienionego polecenia, uzyskasz pełnię kontroli nad systemem sztucznej inteligencji LauraFly.

— „Właśnie, Merlin, mój ukochany i .. zmarły ojciec. No to jestem sierotą” – pomyślał smutno Astilus kładąc się na rozkładanym fotelu. Rozejrzał się dookoła. — „Czyli to będzie mój dom na najbliższe dni, tygodnie a może i miesiące? Maszyneria, elektronika, astrologia, magia, ja oraz … mnóstwo ciężkiej, brutalnej samotności”.

Tymczasem statek powolutku wystartował. Pionowo wznosił się coraz wyżej i wyżej. Jego dolna część, jedna trzecia licząc od podstawy, kręciła się bardzo szybko w lewo, a górna wirowała zdecydowanie wolniej w prawo. Dla postronnych widzów zapewne byłby to niesamowity widok. Błyszczący, stalowy dzwon, którego dwie połówki wirowały w przeciwne strony. Będąc u wylotu góry, Astilus wydał komendę:

— Lauro, rakieta B500MT. Zgodnie z zaprogramowanym celem. Wystrzel ją teraz.

W wyniku polecenia Astilusa, ze statku została odpalona rakieta. Jej celem było zniszczenie siedziby jego ojca. Czyli .. domu rodzinnego młodzieńca.

— Rakieta dosięgnęła celu, gratuluję, to oznacza, że Twój ojciec nie żyje, a Ty otrzymujesz pełną kontrolę nad wszystkimi moimi systemami – poinformował maga kobiecy głos sztucznej inteligencji.

Wybuch spowodował mnóstwo dymu w środku góry, jak i na zewnątrz. Astilus widział jak jego jaskinia zapadła się do środka. Tak to przygotował Merlin. Taki ostatni podstęp. W ten sposób skrył przed oczami Mronów i Harpii statek odlatujący z ukochanym synem. Pogrzebane zostało prawie całe dziedzictwo maga. Przetrwa tylko to, co znalazło się w Pokornym Dzwonie: wiedza, magiczne artefakty oraz potomek maga. Dzięki zgromadzonym zasobom, jego syn uzyska czas niezbędny na bezpieczne oddalenie się oraz przygotowanie do trudnej walki o przetrwanie ludzkości.

Co myślał wówczas Astilus? Cóż, nieco przerażony, ale przede wszystkim bardzo smutny, rozpoczął podróż w nieznane. Bo czy Ziemię Astilus mógłby nazwać czymś znanym? Słyszał przecież o niej jedynie w opowieściach swojego ojca, który często wspominał minione wieki. Młodzieniec wiedział, że na Ziemi musi odszukać rasę Hermonian skrytą w Strefie Mroku oraz ziemski ród Targów. O ile jeszcze istnieją na starej planecie i są tymi, za których miał ich jego ojciec. Ale instrukcje od Merlina były bardzo jasne. Wiedział, że musi się nimi kierować. Zresztą – czy istnieje inne wyjście? Przecież już nie miał domu rodzinnego, ani też jakichkolwiek bliskich, a nawet znajomych. Zniszczył wszystko bezpowrotnie. Jedną, zwykłą rakietą …

Leżąc na wygodnym fotelu, przypięty pasami, z oddali spoglądał jeszcze na obłoki dymu, w których zniknęła zniszczona góra. A w niej wszystko to, co znał i kochał. Dom, wspaniały dom, ukochany ojciec oraz garść przyjaciół. Teraz posiadał tylko ten statek, jego zawartość oraz ... magię? W tym jednym niewielkim pojeździe, skryta była cała potęga Merlina. Wiedza i doświadczenie. Przeszłość a może nawet przyszłość?

„Ten pojazd jest tak duży i równocześnie tak mały” – pomyślał Astilus. „Czy magia jest już we mnie?” – zapytywał sam siebie, pamiętając zapewnienia zmarłego ojca o tak zwanym „przejściu pokoleniowej magii”. Leciał ku nieznanemu …

Siódma Planeta - bezpłatna powieść - ciąg dalszy ...