Siódma Planeta
bezpłatna książka on-line

Siódma Planeta Tom Pierwszy

0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 Chr Ras

Siódma Planeta PRZEKAZANIE MAGII - część 1

Dforowianin jest zawsze tylko jeden

„Gdy odejdzie człowiek prawy, stary lecz bardzo kochany,
Jego dziedzictwo pozostanie a on będzie godnie pochowany”

Siódma Planeta Dzwon Statek grafika z logo poswojsku.com.pl

Tymczasem wszystko stało się dokładnie tak, jak przepowiedział ojciec Astilusa. Gdy tylko stary mag wydał ostatnie tchnienie, młodzieniec poczuł w sobie to dziwne coś. Domyślał się, choć jeszcze nie wiedział, co to tak dokładnie jest. Jak to nazwać? Początek czegoś innego? Tę magiczną moc, która od lat stanowiła Merlina własność, siłę i .. życie. Teraz należała do kolejnego potomka rodu. Wystarczyło tylko zapaść w medytację, aby prawie całą tą energię posiąść, okiełznać, uporządkować. A moment był wręcz idealny. Statek do podróży czasoprzestrzennych: Pokorny Dzwon, zaprogramowany był na przemieszczenie się do Wodnego Portalu Czasoprzestrzennego i dalej na Ziemię. System LauraFly czuwał nad podróżą. Wrota portalu otworzyły się o przewidzianej przez Merlina godzinie i minucie. Dokładnie tak, jak stary mag wskazał: niemal w środku jeziora. Wystarczyło odczekać na właściwą – ziemską sekwencję. Żadnych niespodzianek.

— „Można by pomyśleć, że woda przenosi w przestrzeni” – pomyślał młodzieniec patrząc przez szybę statku na wodę rozbryzgującą się na jego powierzchni. — „To, co przenosi w czasie, jaki element natury? Czy są na to sposoby? Kto może coś wiedzieć na ten temat?”

Ale na to pytanie nie potrafił odpowiedzieć. Niestety, nie uzyskał także stosownych informacji od ojca. Astilusa czekała długa podróż. Wiedział, że statek poinformuje go, gdy będą blisko celu. Mógł skupić się na sobie i na misji, jaką wyznaczył mu Merlin oraz Siły Wielkiego Wszechświata. Nadeszła pora zaprzyjaźnić się z magią. Wygodnie leżąc, przyjął pozycję „na trupa”, jak się śmiał kiedyś ojciec. Dłonie miał delikatnie skrzyżowane tuż nad splotem słonecznym, a nogi połączone czubkami największych palców. Zapadł w medytację. Rozpoczął naukę panowania nad wielką odpowiedzialnością należącą do jego rodu. Zrobił dokładnie tak, jak go uczył przodek. Powoli, lecz systematycznie poddawał się dziwnym wewnętrznym trendom. Zdawały się przepływać od stóp, w górę i kumulować w głowie. A potem wyszły na zewnątrz. Zawładnęły jego ciałem i umysłem. Opanowały najbliższe otoczenie. Pojawiły się pierwsze wizje. Były przerażające! Ogień, czerwony, palący płomień, a w jego środku .. młody mag. Poczuł swąd spalenizny i żar otaczający jego ciało. Ból! Ujrzał śmierć! Martwe zakrwawione ciała setek ludzi. Nie! To nie setki! To co najmniej tysiące, albo nawet setki tysięcy! I straszliwe otoczenie: przerażające, czarnookie dzieci spowite ciemnością, błagające o pomoc:

— Pomóż nam, pomóż! Uratuj nas ...

I strach! Wszechogarniający, wszechpotężny strach, który otaczał młodego maga. Przenikał go do szpiku kości. Zabierał mu dech, skręcał wnętrzności, zaczął ściągać w czerwono–czarną otchłań. Prowadził prosto do rozżarzonych czeluści. Strach, przerażenie ... Zło! Czyste, silne, potężne zło. Otaczające go i pochłaniające. Czuł je już w środku. Żar i moc zła. Poddanie się może oznaczać wielką siłę, niewyobrażalną moc czynienia .. zła. Rządzenia tym chorym Wszechświatem. Podbijanie innych światów, ale przecież mając tę wszechpotężną siłę można by także czynić dobro …

— „Mami mnie pozorami. Chce mnie wzmocnić, pożreć czy opanować?” – pomyślał przerażony mag.

— Dość! – wykrzyknął nie wybudzając się z medytacji. — Dość zła, przemocy i barbarzyństwa!

Siłą wyobraźni zaciągnął biało–błękitną, niewinną zasłonę na ZŁO. I choć wiedział, że powinien do niego wskoczyć. Głęboko! Zmierzyć się z nim i pokonać to, co jest złe. Odpuścił. Nie miał siły, ani też nie posiadał wystarczająco odwagi na tak głęboki skok w przepastne czeluści. Wyczyścił te straszne, pożerające go obrazy. Przywołał rozpogodzoną twarz kochanego ojca, potem górskie strumyki wolno spływające z gór. I choć widział w niebieskiej wodzie jeszcze strużki krwi, to kolejny obraz – promienie Jasnej Gwiazdy Siódmej Planety kąpiące się w lustrze górskiego jeziora – dały ukojenie. Spokój. Cisza, spokój i równowaga. Poczuł, że znajduje się w środku tego wspaniałego otoczenia. Lewituje nad spokojnym lustrem wody. Wtem dookoła niego pojawiła się błękitno–czerwona poświata. Miła, przyjemna dla oka oraz ciała. A potem chmury i obłoki w kolorach czerwonym oraz błękitnym. Znaki były bardzo jasne. Błękitne chmury, to piękna wspaniała magia czystego dobra. Pędząca przez góry i doliny w radosnym uniesieniu dostarczania pomocy wszystkim potrzebującym. A czerwone? Moc, wściekłość, siła niszczenia i siania zła oraz wszech-tworzenia. Gdy ją okiełznasz – zawładniesz światem, a jeżeli połączysz z miłością oraz błękitem, a wtedy .. Taaak. Połączenie daje prawdziwą, niezwyciężoną magię czynienia dobra.

— „Kiedyś ją okiełznam” – pomyślał. — „Kiedyś. Teraz nie jest jeszcze gotowy.”

Pierwszy pojedynek za Złem wydawał się wygrany, ale młody mag zdawał sobie sprawę, że to dopiero początek jego drogi. A dobro wcale jeszcze nie wzięło go w swoje posiadanie. Jedynie nieznacznie zbliżył się do drogi, na której chciał widzieć go Merlin. Ale czy droga ojca jest dobra także dla syna? Czy nie lepiej być wszechpotężny i poddać się czystemu Złu?

Tak właśnie Astilus zaprzyjaźnił się pierwszy raz ze swoim dziedzictwem, potęgą i przekleństwem rodu magów. Ta przyjaźń ma trwać długie wieki. Ale na razie to były zaledwie początki wielkich możliwości. Wiedział, że czekają go całe lata, albo i wieki ćwiczeń oraz poświęceń, zanim osiągnie poziom swojego ojca.

Z medytacji wyrwał go miły głos statku, informujący o zbliżaniu się do granic Ziemi.

— „Jestem w domu ojca. Teraz to będzie także mój dom.” – pomyślał młodzieniec. Otworzył oczy, przyciskiem podniósł oparcie fotela, aby lepiej widzieć miejsce, w które przybył.

Pokorny Dzwon powoli wynurzył się ze zbiornika wodnego. Tak, dokładnie jak kiedyś Merlin powiedział:

— „Większość użytecznych portali czasoprzestrzennych znajduje się w, pod lub nad zbiornikami wodnymi. Woda daje nie tylko życie. Trzeba ją poznać i umieć wykorzystać jej naturalne możliwości zakrzywiania czasoprzestrzeni”.

Zgodnie z instrukcjami ojca, Astilus zatrzymał statek nieopodal portalu. Była noc, ciemność spowijała całą okolicę. Poza nią, przed oczami zwykłych śmiertelników statek chroniła także technologia Pokornego Dzwonu. Wytwarzał dookoła siebie pole uniemożliwiające dostrzeżenie go przez istoty ludzkie. No chyba, że człowiek idąc uderzyłby głową w ścianę statku. Ale to było niemożliwe, gdyż wspaniały pojazd „zawisł” tuż nad koronami drzew pobliskiego lasu. Jedynie kropelki spadającej z niego wody, mogły zdradzić, gdzie się znajdował. A czyż padający deszcz także nie daje takiego efektu?

Światło ziemskiego księżyca rozświetlało całą okolicę. Las, ciągle jeszcze nieco wzburzony zbiornik wodny, pola, łąki, światła widoczne w oddali. Młody podróżnik rozglądał się po okolicy. Statek lewitował nad skrajem kilkuhektarowego lasu. Kilkaset metrów dalej, po prawej stronie było widać zbiornik, z którego wypłynął Pokorny Dzwon. Za nim, w oddali, dostrzegł światła ludzkiego miasta.

— „Całkiem jak na Siódmej Planecie” – pomyślał. — „Cicho, spokojnie, prawie jak w domu. Prawie ... Zapewne większość ludzi już, albo jeszcze śpi. Niemalże idealne: cisza i błogi spokój.”

Astilus przez szyby statku podziwiał ziemski krajobraz. Gdy już nasycił swoją ciekawość, postanowił rozpocząć wykonywanie zaplanowanych przez Merlina działań. Powiedział na głos – sam do siebie:

— Nie mogę tracić czasu. Trzeba wysłać sygnał medytacyjny zawierający wiadomość: „Potomek Wielkiego Maga Merlina, przyjaciela Hermonian, prosi o spotkanie”.

Wiedział doskonale, że to jedyny, szybki sposób, aby zwrócić uwagę mieszkańców Strefy Mroku. Sygnał medytacyjny, to informacja wysyłana na poziomie ponad-umysłowym, a przemierzająca całą planetę. A że zakres przekazywania informacji ustawił jedynie na Strefę Mroku, więc niewielkie było ryzyko, aby ktokolwiek innych przechwycił tę wiadomość. A już na pewno nie ludzie.

— „Ich mózgi, tam na Ziemi, na pewno nie obsługują takiego zakresu. Miną kolejne wieki, zanim zbliżą się do tego poziomu.” – powiedział kiedyś Merlin.

— „O ile tylko wykonam wszystko zgodnie z instrukcjami mojego wielkiego przodka” – pomyślał Astilus — „wkrótce powinni zgłosić się Hermonianie. Czyli właściwie kto? Czy jeszcze istnieją? A może jednak Merlin się mylił?”

Zanurzył się w medytacji. Dostroił do wskazanego przez ojca poziomu i wysłał sygnał medytacyjny. Pomimo wątpliwości targających jego umysłem po wysłaniu przekazu – czekał na spełnienie przewidywań ojca. W tym czasie doskonalił umiejętność posługiwania się świeżo nabytą magią, ale tylko jej jasną stroną. Bał się wejrzeć do czerwieni, gdyż go przerażała swoją niewyobrażalną siłą. Choć przyznać trzeba, że również nieco fascynowała – brakiem jakichkolwiek granic.

Trochę z nudów, ale chyba jednak w zdecydowanie większym stopniu z poczucia obowiązku – studiował także zapiski Merlina. Uczył się i doskonalił własne umiejętności. A w przerwach od pracy, obserwował ludzi. Przyglądał się istotom tak niezmiernie podobnym do byłych władców Siódmej Planety. I nie ma się co dziwić, przecież posiadali tych samych przodków. A przez te kilka wieków „rozłączenia” – zbytnio nie oddalili się swoim wyglądem od siebie.

— „Ciekawe, czy stanie się jak przepowiedział Merlin, że po jego śmierci odziedziczę umiejętność rozumienia i posługiwania się wszystkimi językami istniejącymi we Wszechświecie” – prowadził dalsze rozważania młody mag. Jednak przede wszystkim oczekiwał sygnału od Hermonian. Kontakt z nimi był jego pierwszym, najważniejszym celem.

Wszystko co robił, było dla niego nowe i nieco dziwne. Magia oraz ludzie. Co było dziwniejsze? Ludzie? Tak, ludzie. Mimo, że wyglądali jak on, zachowywali się strasznie dziwnie. Patrząc na nich z daleka, widział ruch ludzkich osobników w pobliskiej okolicy oraz niedaleko położonym, chyba całkiem dużym mieście. Ten pośpiech z jakim się poruszali. Gdzie oni wszyscy się śpieszą? Dokąd? Dlaczego tak mało radują się z życia? Przecież większość z nich tak strasznie krótko żyje. Czy właśnie dlatego się tak bardzo śpieszą? A śpiesząc się żyją jeszcze krócej. Czyżby tego nie rozumieli? Zamykali krąg swojego życia, a jednak tego zupełnie nie potrafili pojąć.

Astilus czytał, rozważał i medytował, aż doczekał się wreszcie reakcji na własny sygnał. Z tym, że oczekiwał odpowiedzi tą samą drogą, co wysłana wiadomość. A tymczasem pod statkiem pojawiła się kobieta. Wyczuł jej obecność. Dokładnie tak jak powiedział kiedyś ojciec:

— Gdy w pobliżu będzie znamienity Hermonianin, na pewno Twoje ciało odczuje jego obecność. Tego nie da się nie zauważyć. Chyba, że będzie się przed Tobą maskował.

Siódma Planeta grafika z logo poswojsku.com.pl

Tak się stało. Poczuł dziwne mrowienie na plecach. Postanowił działać. Otworzył wrota i zaczął wysuwać schody, aby nieznajoma weszła na jego statek. Ale nie było to potrzebne. Jeden jej długi skok na drzewo w połowie jego wysokości, odbicie i drugi sus prosto w stronę statku. Tak oto, wyglądająca na trzydzieści kilka ludzkich lat, kobieta znalazł się w wejściu na wprost zaskoczonego, młodego maga.

— „Ależ jest piękna” – pomyślał Astilus.

Ubrana była w jednolity, kolorowy strój, ściśle przylegający do jej krągłego i bardzo zgrabnego ciała. O tak, była bardzo atrakcyjna. Sympatyczna twarz wskazywała na raczej przyjaźnie nastawioną osobę. Ale nie wszystko w niej było takie ciepłe i przyjemne. Oczy! Jedyne czego można byłoby się obawiać, to jej oczy. Były zimne, lodowe, przeszywające na wylot. Zdecydowanie bardziej kojarzyły się ze złem niż ciepłem dobra. Dokładnie tak, jak to opisał ojciec. W tym elemencie bardziej przypominała zimnokrwiste Harpie niż człowieka. Jakie to dziwne. Zwykły przypadek? Ale oni nie mieli płci, a ona zdecydowanie była rodzaju żeńskiego. Tak, oczy, zimne oczy. Teraz był pewien, że to przedstawicielka rasy Hermonian. Ludzie takich oczu nie mieli. Nie biła by od człowieka taka siła i zdecydowanie.

— Witaj nieznajomy. Kim jesteś – zapytała spokojnie, przeszywając go na wylot lodowym wzrokiem? — Dlaczego nie będąc częścią mojego ludu, używasz naszych zasad medytacyjnej komunikacji?

— Witaj przedstawicielko wielkiej, dumnej i długowiecznej rasy Hermonian. Dziękuję i cieszę się z Twojego przybycia. Wiele wieków temu Twój lud umożliwił mojemu ojcu Merlinowi podróż na inną planetę. Dokonał tego z wykorzystaniem Mega Dzwonu. Hermońskiego statku potrafiącego wykorzystywać Wodne Portale Czasoprzestrzenne. Ja jestem synem Wielkiego Maga Merlina, przybywam na Ziemię pragnąc pokoju i naturalnego zrozumienia. Nazywam się Astilus.

— Słabo znam, aż tak starożytne historie, ale czy To właśnie Twój przodek opuścił Ziemię z powodu wojen i nienawiści? A tymczasem on chciał jedynie życia w miłości, pokorze i pokoju? – zapytała.

Stała dumna, wyprostowana i pewna siebie. Ale słowa wypowiadała w ostrym, raczej nieprzyjaznym tonie. Być może w ten sposób wskazywała na niedowierzanie w usłyszaną opowieść nieznajomego.

— Tak, masz rację, ojciec mój pragnął pokoju. Słynął z umiłowania dla niego. Ale niestety, życie ludzkie na mojej planecie zostało zniszczone. Prawdopodobnie tylko ja ocalałem. Przed śmiercią ojciec kazał mi przybyć na Ziemię i skontaktować się z dumnymi Hermonianami. Chciałbym zwrócić się do Was o pomoc i wsparcie. Mam do przekazania bardzo ważne informacje dotyczące przyszłości tej planety, ludzi oraz Twojego ludu. Czy zechcesz mi pomóc? Bardzo proszę – mówiąc to położył lewą dłoń na sercu, a prawą kilka centymetrów niżej i skłonił się. Wykonał w ten sposób Starodawny Gest Pokory. Nauczył się go od ojca. Mimo, że nie widział w nim zbytniego sensu, ale wykonał ten element starodawnej uprzejmości. Merlin mawiał z wielkim przekonaniem, że Starodawny Gest Pokory jest niezmiernie ważny w kontaktach z prastarymi rasami i to nie tylko tymi ziemskimi.

— „Tradycja, szacunek i pokora są bardzo istotne dla Hermonian” – powiedział kiedyś synowi. I jak zwykle, także w tym przypadku Merlin miał rację.

— Jesteś dobrze wychowany i obeznany z naszymi tradycjami – powiedziała rozmówczyni, po czym odwzajemniła Starodawny Gest Pokory kładąc lewą dłoń na sercu, a prawą kilka centymetrów niżej. Do tego skłoniła się oraz równocześnie jakby delikatnie uśmiechnęła. Zelżał także ton jej głosu. Już nie był aż taki ostry i nieprzyjemny.

— Tradycja, szacunek i pokora, to wspaniałe oraz bardzo cenne cechy. Szanujemy je i utrwalamy. Dlatego, pomimo Twojego ludzko–pochodnego żywota, zajmę się usłyszaną prośbą. Wrócę tutaj za dwa dni. Wówczas się dowiesz, co ostatecznie Hermonianie postanowili.

Kobieta wykonała ponownie Starodawny Gest Pokory. Następnie odwróciła się i zeskoczyła na gałąź drzewa, z niej na kolejną, aby zakończyć szybką podróż w dół na leśnej ściółce. Poruszała się zygzakami, z gracją i zwinnością górskiej kozicy.

— „Niesamowita kobieta” – pomyślał Astilus. — „Jest niesamowita. Nigdy jeszcze kogoś takiego nie spotkałem. Tak! To zdecydowanie nie mogła być ludzka kobieta. Była taka wspaniała, magicznie cudowna …”.

Wszystko odbyło się tak dziwnie szybko, że młodzieniec chciał zapytać jak ma na imię rozmówczyni, ale nie zdążył. A jej obecność zrobiła go takim jakimś … Jakby był zupełnie bezbronny. Może onieśmielony? Co takiego w niej było? Cóż, trudno powiedzieć. Pozostało jedynie czekanie oraz wraz z nim: magia, medytacja, rozważania i obserwacja ludzi. To robił kolejne dwa dni. Magia, medytacja, rozważania, obserwacja ludzi. Do tego spożywanie posiłków. No i wiedza. Zgłębianie wiedzy zgromadzonej przez Merlina. Oraz cierpliwość! I tak w kółko. Przez dwa kolejne, długie dni. Aż wreszcie doczekał się! Przybyła ta sama osoba. Równie, wspaniale zwinna i magicznie przepiękna. Podobnie jak przedtem wskoczyła do jego statku i powiedziała niespodziewanie:

— Jestem Guenan – kobieta wyciągnęła rękę w stronę młodzieńca. — Miło jest mi Ciebie Astilusie poznać.

— Witaj, tak, faktycznie – jak już wspomniałem jestem Astilus. Syn Maga Merlina – podał jej dłoń w geście przywitania, ale najwyraźniej był zaskoczony i zmieszany jej zachowaniem. — Bardzo się cieszę, że wróciłaś. Czy teraz spełnisz moją prośbę?

— Nie obraź się na mnie, ale Twoje przybycie i podawanie się za syna kogoś, kto wiele wieków temu opuścił Ziemię jest dość dziwne. Ale zakładam, że nie zmyśliłeś całej tej historii. Lecz jeżeli faktycznie jesteś synem Merlina, to powinieneś mieć coś, co kiedyś należało do mojego ludu. Niezmiernie ważną pamiątkę. Potężny dar, który dawno, dawno temu od nas otrzymał ludzki mag na znak długowiecznej przyjaźni. Wytwór natury i naszej starodawnej hermońskiej technologii. Czy wiesz o co mi chodzi?

— Tak, wiem. Masz na myśli zapewne Naturalny Medalion, który mój ojciec wiele wieków temu otrzymał od Twojego ludu – zapytał Astilus z uśmiechem?

— Tak – skinęła głową – możesz mi go pokazać?

— Chodź za mną, głębiej, do mojego statku. Poprowadzę.

Po chwili dodał:

— Nie obawiaj się, … – ale najwyraźniej to nie był dobry pomysł?

— Obawiać się? Ciebie? – mówiąc to przybyła kobieta spojrzała na niego nieco z rozbawieniem, ale chyba jednak w zdecydowanie większym stopniu z dużą dozą złości.

— Ooo – odrzekł jąkając się nieco – przepraszam. No tak, zapewne Ty się nikogo nie boisz, nie chciałem tego powiedzieć, miałem na myśli … – ale jakoś nie bardzo mógł nic sensownego wymyślić. Stał przed nią, nieco zażenowany, a w głowie kotłowało się tak dużo, że język najwyraźniej nie nadążał.

— Nic lepiej więcej nie mów – powiedziała Guenan – po prostu prowadź do artefaktu. Miejmy to za sobą.

Astilus odwrócił się już bez słowa. Ruszył wzdłuż białego, doskonale oświetlonego korytarza. Nie oglądał się za siebie, aż doszedł do błękitnych drzwi. Otworzył je, zerknął na przybyszkę i powiedział:

— Wejdź proszę do sterowni mojego statku. Tutaj trzymam Naturalny Medalion. Nie do końca rozumiem, jak on działa, ale wiem, że bez niego statek nie będzie w stanie prawidłowo funkcjonować. Jest elementem architektury sterującej tym wspaniałym pojazdem.

Weszli do środka bielutkiego pomieszczenia.

— Witaj ponownie Astilusie i Ty przybyła kobieto – przywitał ich głos pojazdu.

— To Laura, przedstawicielka sztucznej inteligencji LauraFly. Zarządza tym statkiem – pośpieszył z wyjaśnieniem Astilus.

Guenan nie zareagował na to stwierdzenie. Podeszła do stojącego, eleganckiego fotela. Astilus wskazał przybyszce wystający element pulpitu, wyglądający jak elipsoidalny kawałek kory drzewa.

— Oto Naturalny Medalion otrzymany od Twojego ludu. Mój ojciec wykorzystał jego naturalną moc, jako podstawowy element statku. Mawiał, że jest to serce tego pojazdu. Umożliwia uruchamianie Pokornego Dzwonu i poruszanie nim. Naturalny Medalion jest zaprogramowany na mój ród. Dlatego nikt inny nie jest w stanie użyć mojego statku. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Kobieta popatrzyła na Naturalny Medalion, delikatnie go dotknęła. A gdy poczuła jego naturalną potęgę, potwierdzoną jasnym, delikatnie czerownym rozblaskiem w trakcie dotyku, z uśmiechem powiedziała do Astilusa:

— To niesamowite. Teraz wierzę, że faktycznie jesteś synem naszego starego przyjaciela Merlina. Zabiorę Ciebie do mojej rasy. Poznasz Wielką Księżną Hermonian Sirillę oraz pozostałych członków Rady Hermonianin. Ale najpierw musisz mi zaufać. Dobrze? – spojrzała na niego pytającym wzrokiem.

Młodzieniec popatrzył w jej zimne oczy i powiedział:

— Tak, w porządku. Ufam Tobie i Twojemu ludowi, gdyż tak nakazał mi mój zmarły ojciec.

— Na razie to wystarczy, ale mam nadzieję, że w przyszłości obdarzysz nas zaufaniem bez potrzeby powoływania się na opinie oraz polecenia Wielkiego Merlina.

Astilus popatrzył na nią i wykonał ruch głową. Chyba to było potakiwanie, ale zawierające w sobie odrobinę niepewności. Wiedział, że nie ma innego wyjścia. Musi kontynuować misję wyznaczoną mu przez ojca. A poza tym czuł się nieco zbłaźniony sytuacją, która miała miejsce kilka minut temu w pobliżu wejścia do statku. Tymczasem Guenan znowu go zaskoczyła. Tym razem szybkością swojego działania.

— Dokonajmy chwilowego zespolenia – powiedziała kobieta. — Połóż lewą dłoń na Naturalnym Medalionie, drugą chwyć moją lewą rękę, a ja przekażę dane, dzięki którym Twój statek wnet przejdzie do Strefy Mroku.

— Teraz, już – zapytał z niedowierzaniem?

Potaknęła głową, patrząc mu głęboko w oczy. Aż ciarki przeszły młodego maga.

— „Jak ona to robi?” – pomyślał. — „Skąd w jej wzroku jest tyle zimna, przenikliwości i … chyba zła? Takiego jak u krwiożerczych Harpii? A może Guenan rozpoznaje moje myśli?” – zaskoczony własną obawą z niepokojem oczekiwał dalszych wydarzeń.

Młodzieniec nieco wahał się i patrzył z odrobiną niedowierzania, ale obiecał, że zaufa, więc nie mógł się wycofać z danego słowa. Na szczęście, jak się później okazało, warto było obdarzyć przedstawicielkę Hermonian zaufaniem. Stało się – jak powiedziała. Tak po prostu. Zwykłe połączenie ciepłych rąk dwóch istot z Naturalnym Medalionem. Niesamowite!

Siódma Planeta - bezpłatna powieść - ciąg dalszy ...